Halo Orzeł – mamy problem…

You are currently viewing Halo Orzeł – mamy problem…

Orzeł Wałcz – Rasel Dygowo 3-5 (1-4)

Orzeł: Odolczyk – Trzmiel, Wesołowski (46′ Bezhubka), Hermanowicz, Cerazy – Kowalik, Mularczyk, Popiołek, Burak (76′ Pogocki), Sztolin (66′ Suślik) – Steciak (63′ Kowalczuk).

Bramki dla Orła: M. Hermanowicz (27′), D. Popiołek (52′), P. Kowalczuk (87′).

W idealnych piłkarskich warunkach – w chłodne, deszczowe popołudnie – piłkarzom wałeckiego Orła przyszło rozegrać kolejny mecz o ligowe punkty. Sobota 17 września nie zapisze się jednak złotymi zgłoskami w historii klubu. Zespół Rasela Dygowo obnażył bowiem wszystkie słabości gospodarzy i zasłużenie zwyciężył 5-3.

Drużyna z podkołobrzeskiej wioski złożona jest w większości z piłkarzy, którzy nie zmieścili się w kadrze II-ligowej Kotwicy, z najzdolniejszych zawodników z okolicznych zespołów oraz z koszalińskich IV-ligowców. Wiosną w Raselu występował m.in. wypożyczony z Bałtyku Koszalin wałczanin Hubert Górka, który jesienią 2021 był najskuteczniejszym strzelcem Orła. W tym sezonie działaczom Rasela udało się zbudować ciekawy zespół, złożony w większości z rosłych, silnych, szybkich i dobrze wyszkolonych zawodników.

O międzysezonowych zawirowaniach w Orle kibice wiedzą wszystko i nie ma sensu kolejny raz rozwijać tego tematu. Mimo wszystko, początek rundy w wykonaniu wałeckich piłkarzy był bardzo dobry, ale po dwóch wygranych z rzędu zespół dostał wyraźnej zadyszki, zdobywając w pięciu meczach zaledwie dwa punkty. Sporo kibiców miało nadzieję na przełamanie tej passy w sobotnim meczu, ale rzeczywistość okazała się brutalna.

W składzie Orła na mecz z Raselem zabrakło tym razem Vincenzo Riccio oraz Tomasza Tomczaka. Na ławce rezerwowych zasiadł natomiast po wielomiesięcznej serii kontuzji Wojciech Suślik. Jego powrót do gry jest tym cenniejszy, że pomocnik Orła nadal jest młodzieżowcem, co da trenerowi więcej możliwości przy zestawianiu drużyny na kolejne mecze. W sobotę jednak liczyło się to, co tu i teraz.

Już pierwszy rzut oka na obie drużyny pozwalał ocenić, że łatwo nie będzie. W składzie Rasela roiło się od mocno zbudowanych i wysokich piłkarzy, którym np. Kowalik, Popiołek czy nawet Steciak sięgali do ramienia, a na ewentualne powodzenie w walce o górne piłki mogli liczyć jedynie Hermanowicz, Mularczyk czy ewentualnie Trzmiel. Z drugiej strony, mokra murawa teoretycznie powinna sprzyjać drobniejszym piłkarzom. No właśnie… teoretycznie powinna.

Mecz zaczął się dla zespołu Orła najgorzej, jak mógł – w 14. minucie goście prowadzili już 3-0. Po kilku rozpoznawczych minutach, w których wałeccy piłkarze wcale nie prezentowali się źle, goście mieli rzut z autu na wysokości pola karnego Orła. Daleko rzucona piłka spadła na głowę stojącego przy bliższym słupku rosłego napastnika Rasela Ł. Włodarczyka. Mimo, że piłkarza gości teoretycznie pilnowali Sztolin i Cerazy, ten bez problemu zrobił sobie miejsce i dokładnym lobem posłał piłkę w kierunku dalszego słupka, a futbolówka wpadła za kołnierz zaskoczonego i źle ustawionego Odolczyka, który interweniował za późno.

Można powiedzieć – zdarza się. Tyle, że takie zdarzenia przytrafiają się piłkarzom Orła stanowczo zbyt często, a był to dopiero początek fatalnej serii. Zawodnicy Orła próbowali robić dobrą minę do złej gry, ale trzy minuty później nadziali się na kolejną kontrę. Goście łatwo zatrzymali próbę ataku gospodarzy i jednym podaniem napędzili atak prawą stroną boiska. Rosły skrzydłowy Rasela łatwo minął próbującego powstrzymać go Popiołka, wbiegł z piłką w pole karne i spod końcowej linii zagrał do nadbiegającego Ł. Włodarczyka, a ten strzałem piętką zaskoczył Odolczyka.

Orzeł próbował odpowiedzieć niecelnym strzałem z dystansu w wykonaniu Popiołka, ale za chwilę Cerazy nie wiedzieć czemu nie skorzystał z możliwości wybicia piłki spod nóg rozpędzającego się Ł. Włodarczyka, czym otworzył napastnikowi Rasela autostradę do braki Odolczyka. Ten skwapliwie skorzystał z okazji i pokonał bramkarza Orła mocnym strzałem przy bliższym słupku, kompletując w ten sposób prawdopodobnie najszybszy hat-trick w swojej dotychczasowej karierze – boiskowy zegar wskazywał bowiem w tym momencie 13 minutę meczu.

Ale i na tym nie dosyć. W 15. minucie po kolejnym rajdzie pomocnika Rasela piłka spod końcowej linii została wycofana idealnie na nogę nadbiegającego napastnika gości. W jaki sposób udało mu się nie posłać futbolówki do siatki – pozostanie jego tajemnicą.

Widząc nieporadność swoich ulubieńców, kibice Orła na trybunach przecierali oczy ze zdumienia. Wałeccy piłkarze – co trzeba docenić – nie spuścili głów, ale nie mieli żadnego pomysłu, w jaki sposób rozmontować pewnie grającą obronę Rasela. Po próbach dośrodkowań piłka lądowała z reguły na głowach rosłych defensorów, strzały z dystansu można było policzyć na palcach jednej ręki – w przeciwieństwie do niecelnych podań, których było o wiele za dużo.

Wreszcie w 27. minucie rzadko przebijające się zza deszczowych chmur słońce zaświeciło również dla piłkarzy Orła. Rzut rożny wykonywał Jakub Cerazy, ale wrzuconą na 5. metr piłkę wybili obrońcy Rasela. Przy bocznej linii opanował ją jeszcze Cezary Burak, który po wymianie piłki z Trzmielem podał do Hermanowicza. Strzał kapitana Orła zablokowali obrońcy, ale za chwilę znów przy piłce znalazł się Burak, który dośrodkował do Hermanowicza, a ten mimo asysty dwóch obrońców i bramkarza posłał piłkę do siatki Rasela.

Trybuny przyjęły to wydarzenie z nadzieją, która trwała jednak zaledwie 8 minut. Dokładnie tyle potrzebowali piłkarze gości, by znów prowadzić 3 bramkami. Po załamaniu się ataku Orła, piłkarze Rasela przeprowadzili bardzo groźną kontrę, zakończoną niecelnym strzałem. Wprowadzający piłkę do gry Odolczyk zagrał w kierunku Mularczyka, ale albo nie widział, albo nie docenił szybkości jednego z pomocników Rasela, który wyłuskał pomocnikowi Orła piłkę i podał do M. Duwe, a ten miękką podcinką a’la Tomasz Frankowski nad wybiegającym Odolczykiem posłał futbolówkę do siatki.

Końcówka pierwszej połowy upłynęła na wciąż niemrawych atakach Orła i spokojnym pilnowaniu wyniku przez graczy Rasela. W przerwie meczu doszło do zmiany na środku obrony – W. Wesołowskiego zastąpił Szymon Bezhubka. Zmiana okazała się trafiona, bo pozyskany w letniej przerwie Bezhubka uspokoił grę obronną swojej drużyny, a dalekimi podaniami z pominięciem linii pomocy próbował uruchamiać skrzydłowych Orła. Goście w drugiej połowie nie forsowali już tempa i zostawiali piłkarzom Orła o wiele więcej swobody, niż w pierwszej części meczu.

Ambitnie grający wałczanie skorzystali z tego w 52 minucie, kiedy po budowanej na trzy tempa akcji piłkę przejął Cerazy, który dośrodkował w kierunku Steciaka. Napastnik Orła zmusił do błędu obrońcę Rasela, który wybił piłkę wprost pod nogi Popiołka, a ten strzałem z woleja z kilkunastu metrów posłał piłkę do siatki.

Nadzieja znów wstąpiła w serca piłkarzy i kibiców Orła. Piłkarze miejscowych ambitnie dążyli do strzelenia kontaktowej bramki i trzeba przyznać, że kilka razy byli tego bliscy. Szczególnie groźnie pod bramką gości było po rzucie rożnym w wykonaniu Popiołka, po którym bramkarz Rasela wypuścił piłkę z rąk i na przedpolu zrobiło się ogromne zamieszanie. Niestety, żaden z graczy Orła nie zdołał wepchnąć piłki do siatki i zagrożenie zażegnali obrońcy Rasela.

Goście mogli wykorzystać błąd obrony Orła w 63. minucie, ale ich napastnik nie zdołał tym razem wygrać pojedynku z Odolczykiem.

Jeszcze lepszą okazję gospodarze stworzyli sobie w 65. minucie za sprawą wprowadzonego na boisko kilka minut wcześniej Patryka Kowalczuka. Skrzydłowy Orła pomknął z piłką lewym skrzydłem i dokładnie zagrał wzdłuż bramki do zamykającego akcję Karola Kowalika. Młody piłkarz Orła miał futbolówkę na drugim metrze wyłożoną jak na talerzu, a mimo to posłał ją obok słupka, doznając jeszcze przy tym urazu.

Być może był to rozstrzygający moment meczu. Gdyby wtedy padł kontaktowy gol – mecz mógłby potoczyć się różnie. Ale ponieważ nie padł i gospodarze ciągle angażowali w ataki sporą liczbę swoich piłkarzy, to goście mieli jeszcze kilka okazji do kontr. I niestety – jedną z nich wykorzystali. Prostą, jednopodaniową akcję zakończył strzałem z 16 metrów M. Szubert i piłka po rękach Odolczyka wpadła do siatki.

W tej sytuacji trzecia bramka dla Orła była już tylko jak kwiatek do kożucha. Trzeba jednak przyznać, że był to kwiatek przepiękny. W 87 minucie Kowalczuk przejął piłkę w środku pola i ruszył z nią w kierunku bramki Rasela, po drodze mijając kilku obrońców. Na granicy pola karnego skrzydłowy Orła mocno strzelił lewą nogą i piłka – ocierając się jeszcze o poprzeczkę – zatrzymała się w siatce.

Cudu na wałeckim stadionie jednak w sobotę nie było, bo zabrakło na niego czasu. Trzeba przyznać, że Rasel był w sumie zespołem trochę od Orła lepszym i wygrał zasłużenie – zwłaszcza po tym, co w pierwszej połowie pokazał Ł. Włodarczyk i na co pozwolili mu obrońcy Orła. W drugiej połowie gospodarze prezentowali się trochę lepiej, choć nie na tyle dobrze, by piłkarze Rasela stracili kontrolę nad meczem. Praktycznie każdy z zawodników gospodarzy ma na sumieniu sporą liczbę grzechów, choć żadnemu z nich nie można odmówić ambicji i zaangażowania. Poza strzelcami bramek, najlepiej w wałeckim zespole wyglądali Burak, Steciak i momentami Mularczyk.

W najbliższą sobotę Orzeł jedzie na mecz z Gwardią do Koszalina, a tam o zdobycz punktową znów może być trudno. Trzeba jednak wierzyć, że wałczanom uda się wreszcie zagrać na 0 z tyłu, a gdyby jeszcze… ale może lepiej nie zapeszać.

TC