Sześć bramek na inaugurację

You are currently viewing Sześć bramek na inaugurację

Orzeł Wałcz – MKP Szczecinek 3-3 (1-2)
Orzeł: Odolczyk – Riccio, Wesołowski, Hermanowicz, Resiak – Cerazy, Burak, Popiołek, Gałosz, Kowalczyk – Wojciechowski.
Bramki dla Orła: Popiołek x 2 (15′, 74′), Hermanowicz (83′)

Kibice, którzy zza siatki zmuszeni byli oglądać rozegrany na inaugurację rundy rewanżowej rozgrywek 4. ligi mecz Orła Wałcz z sąsiadującym z nim w tabeli MKP Szczecinek, obejrzeli emocjonujące, choć nie stojące na zbyt wysokim poziomie widowisko. Piłkarze obydwu zespołów strzelili w sumie 6 bramek i podzielili się punktami. Z remisu bardziej zadowoleni wydawali się być gospodarze.

Mecz rozgrywany był na Euroboisku, w niezłych jak na tę porę roku warunkach atmosferycznych. Już w 2. minucie Orzeł stracił piłkę na połowie MKP i przyjezdni pierwszy raz w tym meczu przekroczyli linię środkową. Z piłką przy nodze w pole karne wbiegł Szymański, który zwodem na zamach położył Hermanowicza i uderzył po tzw. dłuższym rogu. Futbolówka minęła bezradnego Odolczyka i odbiła się od słupka, ale spadła wprost na głowę nadbiegającego Barańskiego, a ten z kilku metrów dopełnił formalności.
Miejscowym udało się w 14 minucie doprowadzić do remisu. Po jednej z prób akcji lewą stroną obrońcy MKP wybili piłkę na rzut rożny. Do jego wykonania podszedł Daniel Popiołek. Pomocnik Orła zakręcił piłką tak, że przeleciała ona nad głowami wszystkich piłkarzy, którzy byli w polu karnym i wpadła do siatki przy dalszym słupku.
Później gra znów przeniosła się do środka pola. Trochę lepiej wyglądali tu pomocnicy Orła, ale gra do przodu miejscowych przedstawiała się już znacznie gorzej. Mało było akcji skrzydłami, boczni obrońcy MKP rzadko pozwalali się ogrywać, a nieliczne dośrodkowania bez problemu wybijali stoperzy gości.
Kiedy wydawało się, że piłkarze zejdą na przerwę przy wyniku remisowym, w 40 minucie przebijankę w środku pola wygrał pomocnik MKP, Szymański krótko podał do wyróżniającego się w tym meczu doświadczonego Jabłońskiego, a ten przymierzył z 20 metrów i mocnym strzałem tuż przy lewym słupku pokonał Odolczyka.
Po zmianie stron obraz meczu nie zmienił się. Ataki miejscowych ciągle przypominały bicie głową w mur. Aż nadeszła 74. minuta, kiedy grającemu niezłe spotkanie Kowalczukowi udało się przeciąć próbę wyprowadzenia piłki przez obrońców gości. Futbolówka spadła pod nogi Wojciechowskiego, który opanował ją stojąc tyłem do bramki i krótkim podaniem obsłużył wbiegającego w pole karne Popiołka, a ten technicznym strzałem do siatki.
W 80 minucie doszło do fatalnego w skutkach nieporozumienia. Na połowie MKP dwóch piłkarzy Orła nie mogło się zdecydować, który z nich powinien ruszyć do bezpańskiej piłki, więc zrobił to jeden z graczy gości. Trochę z niczego poszła kontra, w której przyjezdni mieli przewagę przyjezdną i z zimną krwią wykorzystał to wyróżniający się Barański, który w sytuacji sam na sam bez kłopotu pokonał Odolczyka.
Piłkarze Orła nie spuścili jednak głów, tylko znów ruszyli do odrabiania strat. Udało im się to zaledwie trzy minuty później. Do remisu zdołał doprowadzić Hermanowicz, choć wielką zasługę miał w tym bramkarz gości. Rzut wolny z ok. 40 metra bił Popiołek, który posłał miękką wrzutkę w pole karne gości. Piłka leciała długo, a bramkarz miał mnóstwo czasu, żeby obliczyć tor lotu piłki. W końcu zdecydował się piąstkować, ale… nie trafił w futbolówkę, która niespodziewanie spadła na nogę ustawionego na 5. metrze Buraka. W zamieszaniu najszybciej odnalazł się kapitan Orła Marek Hermanowicz, który zrobił 2 szybkie kroki i z całej siły huknął pod poprzeczkę bramki MKP.
Gospodarze już nie ryzykowali pogoni za trzema punktami, a że i goście nie zdołali otrząsnąć się po tej kuriozalnej stracie, więc wynik aż do końcowego gwizdka dobrze prowadzącego zawody sędziego Statecznego już się nie zmienił.
Kibice w większości przyjęli wynik z ulgą i zadowoleniem.
Na tym remisie lepiej wyszedł Orzeł, który utrzymał 6. miejsce w tabeli, a MKP spadło na 9. lokatę.
W najbliższą sobotę wałczan czeka trudny wyjazd na mecz z Gwardią. Orzeł nie stoi jednak na straconej pozycji, bo gwardziści po spadku z III ligi nie grają wielkiej piłki.
T. Chruścicki